Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UW
Published on Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UW (https://etnologia.uw.edu.pl)

Strona główna > Printer-friendly > Antropologia podmiotów pozaludzkich

Antropologia podmiotów pozaludzkich

Antropologia podmiotów pozaludzkich. Refleksje uczestniczek zajęć

Wstęp

Na zajęciach [1] zastanawialiśmy się nad tym, kto w postantropocentrycznej humanistyce może zostać uznany za podmiot oraz jakie etyczne implikacje rodzi uznanie podmiotów pozaludzkich (zwierzęcych, roślinnych, laboratoryjnych, robotycznych, hybrydowych itp.).
Dyskutowaliśmy nad granicami tożsamości gatunkowej, możliwymi zagrożeniami związanymi z rozwojem (nano-, info-, bio-, kogno-)technologii i etycznymi rozwiązaniami, które uwzględniałyby interesy nie tylko ludzi.
Z całego spektrum nieantropocentrycznej humanistyki studentów i studentki najbardziej zainteresował temat nie-ludzkich zwierząt, co wskazuje na aktualność i potrzebę poruszania tematów z zakresu human-animal studies we współczesnej antropologii.  
W związku z wymuszoną przez epidemię zmianą w sposobie nauczania, w celu zapobiegania „cyfrowemu wykluczeniu” zaproponowałam studentom i studentkom przysyłanie krótkich przemyśleń na zadane tematy. Z przyjemnością zauważyłam, że na przesłanie swoich refleksji zdecydowały się nie tylko osoby, które miały problemy techniczne. Wiele osób postanowiło skorzystać z możliwości i wypowiedzieć się na tematy, które je poruszają, oburzają lub niepokoją.
Doceniając ten rodzaj zaangażowania chciałabym przedstawić refleksje uczestniczek zajęć szerszemu gronu odbiorców i zachęcić do wspólnego zastanowienia się nad naszymi powinnościami wobec nie-ludzkich podmiotów.

Magdalena Kozhevnikova

 

[2]
 

1. WEGANIZM I WEGETARIANIZM, HODOWLE ZWIERZĄT


 

Czy wegańskie martensy, produkowane obok milionów zwykłych skórzanych martensów, są etyczne?
 

Julia Szostek:
 

Uważam, że wegańskie martensy są bardziej etyczne niż zwykłe z tego samego powodu dla którego niejedzenie mięsa jest bardziej etyczne niż go jedzenie. Ludzi jedzących mięso jest więcej na świecie, niż wegetarian, ale nie jest to powodem, by twierdzić, że niejedzenie mięsa jest nieetyczne – wprost przeciwnie. Wegańskie martensy są alternatywą, dają wybór, a raczej umożliwia go szczególnie tym, którzy sami są weganami/wegetarianami, ale być może przy okazji osoba jedząca również mięso (lub jedynie je ograniczająca w swojej diecie) zastanowi się, czy może warto także w przypadku butów dokonać wyboru niekrzywdzącego zwierzęta. Pewnie niektórzy mogą też to odczytywać jako „chwyt marketingowy” i faktycznie lepiej by było, gdyby Dr. Martens zmienił produkcję butów na wyłącznie nieskórzane, ale już samo wprowadzenie wegańskiego obuwia, tak jak i wegańskich pozycji w menu w restauracji jest jakimś krokiem w stronę etycznej konsumpcji (o ile ona może w ogóle być w pełni etyczna).

Magda Kalinowska:
 

Odpowiedź na to pytanie chciałabym rozpocząć od zdefiniowania etycznej mody. Dla mnie jest to model biznesowy, który odrzuca umyślną produkcję ubrań złej jakości w celu ciągłego wzmagania konsumpcji swoich klientów oraz nie wyzyskuje pracowników i nie wyniszcza środowiska naturalnego. W takim rozumieniu modę etyczną przeciwstawiam zjawisku tzn. fast fashion. Moim zdaniem, jeśli znaczna większość produktów danej marki tworzona jest w sposób nieetyczny, zaprzeczający powyższej definicji (a za taki sposób uznaję szycie obuwia ze skóry zwierząt), pojawienie się w jej asortymencie kolekcji „etycznej” (wegańskiej, recyklingowej itd.) nie zmienia jej statusu. Co więcej, w dużej części wypadków, tworzenie takiej kolekcji, uznać można za celowy zabieg PR-owy, mający na celu manipulację konsumentem i wygenerowanie większego zysku firmy. Co za tym idzie, nie uważam by zakup wegańskich martensów można było uznać za etyczny. Na pewno ich kupno jest tzw. mniejszym złem niż kupno nowych, skórzanych butów, ale jako konsumenci mamy znacznie większy wybór – marki produkujące etycznie i lokalnie, zakupy z drugiej ręki itd.

Natalia Toporowska:
 

Wydaje mi się, że trudno nazwać takie działania etycznymi, jeżeli wegańskie produkty są marginalną częścią oferty i działalności tak dużej marki. Można to interpretować raczej jako zwykły zabieg marketingowy i przykład greenwashingu. Bilans zdecydowanie nie wypada korzystnie, jeżeli na szereg produktów niewegańskich przypada kilka opcji wegańskich. Jednocześnie wydaje mi się, że jest to krok, który może prowadzić do dobrych zmian. Jeżeli firma wypracowała sposób, żeby wyprodukować swoje klasyczne produkty w wersji wegańskiej, teoretycznie nic - prawdopodobnie oprócz kosztów - nie stoi na przeszkodzie, żeby rozszerzyć ten obszar działalności i stopniowo wykonywać coraz więcej produktów w ten sposób. Zwłaszcza jeżeli klienci przyjmą ten pomysł entuzjastycznie, zaczną dużo częściej wybierać opcję wegańską, skoro wizualnie ani jakościowo nie różni się niczym od klasycznej wersji, a nawet będą wywierać presję, aby firma kontynuowała produkcję, rozszerzając ofertę produktów wegańskich. Na pewno nie są to zmiany, które zachodzą z dnia na dzień, ale wydaje mi się, że jest szansa na ich pojawienie się w dłuższej perspektywie.

 


Wegetarianie - czym karmicie swoje pieski i kotki? 

 

Julia Szostek:

Jako wegetarianka karmię swojego kota tzw. mokrym kocim jedzeniem z jak największą zawartością dobrej jakości mięsa i niezbędnymi składnikami odżywczymi dla jego rozwoju, od czasu do czasu daję mu też jego ulubione surowe warzywa do chrupania, za którymi przepada. Nie zdecydowałabym się na zmianę jego diety na wegetariańską z kilku powodów. Jednym z nich jest to, że kot jest bardzo młody i rozwija się trochę zbyt późno w stosunku do swojego wieku – zgodnie z zaleceniem naszej lekarki muszę uważać na jego dietę, by była w pełni zbilansowana i jak najzdrowsza. Spędziłam dużo czasu czytając na temat tego, czym zdrowy kot powinien się odżywiać, co może zapewnić mu człowiek. Odpowiedzi odnalezione przeze mnie w internecie sugerowały, że kot jest zwierzęciem mięsożernym, choć warzywa, jak i zboża może zjeść (aczkolwiek te drugie są niewskazane w jego diecie). Zastanawiam się więc, czy zmiana kociej diety na bezmięsną jest podkreśleniem NASZEJ wiary w jego zdolność wyboru i etyczną dietę bez zabijania innych zwierząt, czy wręcz przeciwnie – projektowaniem własnej osobowości na zwierzę i paradoksalnie odebraniem mu podmiotowości poprzez narzucanie swojego stylu życia. Człowiek jest wszystkożerny, może zmienić dietę na zbilansowaną wegetariańską czy wegańską. Nie jestem pewna czy u kota również można przyjąć takie wnioski, skoro jednak jest uznawany za mięsożernego, dla którego jedną z kluczowych zabaw dla rozwoju jest polowanie. Oczywiście można podjąć pewne eksperymenty i spróbować dać zwierzątku wybór – od czasu do czasu dawać same warzywa do jedzenia, lub stawiać obok siebie miski z warzywami i mięsem i zobaczyć co będzie bardziej odpowiadało naszym przyjaciołom. Trzeba być jednak uważnym, by (mimo że) w dobrej wierze, nie odbierać kotu tego, co dla niego ważne. Podobne wnioski odczytałam w wykładzie na TEDzie o tym jak zwierzęta myślą i czują. Powinniśmy przestać projektować ludzkie wyobrażenia o świadomości na zwierzęta, pytać wciąż czy one nas kochają, bo to wciąż stawia człowieka w centrum. Należy więc zastanowić się, jak możemy im ułatwić życie, albo chociażby w nim im nie przeszkadzać. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że w puszce kociego jedzenia jest martwe zwierzątko, ale nie możemy przecież zmusić jako ludzie wszystkich zwierząt świata na zaprzestanie polowania i zmianę nawyków żywieniowych, jeśli one nie wykazują takiej chęci. Uważam, że to trudna kwestia i ma w sobie zarówno argumenty za i przeciw, ale jednak dochodzę do wniosku, że nie można uznawać tego co ludzkie (jakby etyczne w założeniach nie było) za oczywiste w świecie zwierząt, uznawanych jak najbardziej za podmioty.

Magda Kalinowska:
 

Jestem wegetarianką nieposiadającą zwierząt, ale doskonale rozumiem zasadność tego pytania. Nie dziwię się, że pojawia się zarówno po stronie sceptyków diet bezmięsnych, jak i w głowach samych wegetarian, szczególnie tych, których decyzja o niejedzeniu mięsa podyktowana jest kwestiami etycznymi, a nie tylko ekologicznymi czy zdrowotnymi. Zwierzęta przeznaczone na ubój żyją i giną w cierpieniu, niezależnie od tego, czy ich mięso wykorzystywane jest do produkcji jedzenia dla ludzi, czy innych zwierząt, ich los wygląda identycznie i składa się na część brutalnej, masowej eksploatacji. Rodzi to wśród wegetarian wątpliwość co do etyczności karmienia psów i kotów mięsem. Kwestia ta wywołuje kontrowersje. Co prawda przypadki psów i kotów należy rozróżniać, pierwsze uznaje się bowiem za wszystkożerców, drugie to mięsożerni drapieżcy, jednak nie to jest kluczowe. Istotą tego pytania są kwestie etyki, zadawania zwierzętom cierpienia i potencjalnej hipokryzji osób na diecie bezmięsnej, które decydują się na posiadanie zwierząt domowych. My, ludzie możemy dokonywać dowolnych wyborów dietetycznych, ponieważ jesteśmy wszystkożercami. Dokonując ich, musimy mieć jednak świadomość jak ważna dla właściwego funkcjonowania organizmu jest zdrowa, pełnowartościowa i zróżnicowana dieta. Podobnie sprawa ma się ze wszystkożernymi psami – można przestawić je na dietę bezmięsną, ale wymaga to od ich właścicieli dużo większej pracy (tworzenie zbilansowanej diety, częstsze wizyty u weterynarza itd.). Opinie ekspertów na temat zmiany diety kotów na wegetariańską są dość jednoznaczne. Koty są bezwzględnymi drapieżnikami i mięsożercami, świadczy o tym zarówno ich anatomia, jak i specyfika metabolizmu. Zmiana sposobu ich żywienia wymagałaby nie tylko bardzo dokładnego pilnowania ich diety, ale również skomplikowanej suplementacji, która jest trudna do określenia nawet dla specjalistów. Natura uczyniła kota mięsożercą i moim zdaniem lepiej w to nie ingerować, bo możemy uczynić więcej złego niż dobrego. W mojej opinii niezależnie od wyboru, jakiego dokonują właściciele czworonogów, najważniejsza jest ich odpowiedzialność i dbanie o dobro zwierząt. Przestawienie z natury mięsożernego zwierzęcia na opcję wegetariańską to prawdopodobnie rzecz możliwa, ale znacznie trudniejsza niż postawienie na dietę tradycyjną. Jeśli jako właściciele zwierząt mamy poczucie, że nie możemy sobie na ten trud pozwolić, nie powinniśmy tego robić.

Zuzanna Newbery:

Jestem wegetarianką, ale nie wyobrażam sobie karmienia swoich kotów wegetariańską karmą. Układ trawienny kota nie jest przystosowany do pobierania roślinnego pokarmu. Białko roślinne jest dla nich o wiele trudniej przyswajalne, rośliny nie dostarczają też kotom niezbędnych witamin i aminokwasów. Istnieją co prawda wegetariańskie karmy, zbilansowane, wzbogacone o potrzebne składniki i prawdopodobnie lepszej jakości niż większość komercyjnych karm, które podawane są zwykle zwierzętom domowym. Wiem jednak, że przejście na taką karmę, pomimo wszystkich jej zalet jest ryzykowne i większość weterynarzy nie poleca takiego kroku.
Dzięki zbilansowanej diecie dostarczam swojemu organizmowi wszystkiego czego mi potrzeba, nie wymaga to ode mnie dużego wysiłku. W przypadku moich kotów wygląda to inaczej i nie będę przekładać na nie swoich przekonań i nawyków w momencie kiedy może być to dla nich niebezpiecznie.
Nie jest to oczywiście takie proste. Stojąc przed półką z kocim jedzeniem, na którym często widnieją obrazki krów, świń, czy kur, nie czuję się dobrze. Myśl o cierpieniu i warunkach, w których umierały zwierzęta, które stały się karmą dla innych, tych „lepszych” i „kochanych”, bo „naszych”, domowych, jest przygniatająca i trudna do zniesienia. Wzbudza we mnie ogromne poczucie niesprawiedliwości i buntu. Z jednej strony, nie dziwię się więc ludziom, którzy podejmują próby wprowadzenia u swoich zwierząt diety wegetariańskiej, gdyby było to dla nich w pełni bezpieczne i zdrowe (oraz cenowo dla mnie dostępne) myślę, że bym się tego podjęła.
Są też firmy, które deklarują, że mięso wykorzystywane w produkcji ich wyrobów pochodzi ze zrównoważonej hodowli i starają się, by zabijanie w tym celu zwierząt odbywało się w sposób bardziej humanitarny, np. skracając czas ich transportu. Jest to pewnie mniejsze zło, niż kupowanie komercyjnej karmy, jednak wciąż niezadowalające. Chyba warto też dodać, że cena tych produktów czyni je dla większości osób niedostępnymi.
Czuję się w pewien sposób zobligowana do tego, by być wegetarianką. Zwierzęta domowe nie ponoszą odpowiedzialności za sytuację zwierząt hodowanych i zabijanych w potwornych warunkach. To my, ludzie jesteśmy tu winowajcami i to my, powinniśmy ponosić konsekwencje tych działań. Może eksperymentowanie na zwierzętach domowych z dietą, która nie jest zgodna z ich instynktami, z powodu naszych wyrzutów sumienia jest więc przesadą? Moja intuicja podpowiada mi, że tak.
Może szansą częściowego rozwiązania tego problemu jest tzw. sztuczne mięso, nad którym wciąż pracują naukowcy. Wydaje się ono, chociaż nie doskonałym, to najlepszym możliwym rozwiązaniem, umożliwiając produkcję pełnowartościowej karmy z przyswajalnym białkiem i zmniejszając ilość cierpiących zwierząt. W tym momencie jednak z ciężkim sercem wpisuję się w machinę zabijania jednych zwierząt, na karmę dla drugich, mając na względzie przede wszystkim dobro zwierząt, które są ode mnie zależne i nie widząc dobrego wyjścia.

 

Jak wyobrażasz sobie świat bez chowu przemysłowego?  Świat bez fermfutrzarskich?  Gdzie podzieją się wszystkie zwierzęta hodowlane i gospodarcze (norki i lisy, krowy i świnie)?  Czy uśpienie tysięcy lisów jest mniejszym złem niż przerobienie ich na futra lub jedzenie?
 

Alicja Staniszewska: 

Świat bez chowu przemysłowego byłby światem dużo zdrowszym i bardziej ekologicznym. Myślę, że taka zmiana nie nastąpi (i nie powinna nastąpić) z dnia na dzień, więc nie ma potrzeby obawiać się o szturmujące na miasta mściwe norki i krowy. Moje rozważania na temat chowu przemysłowego są blisko związane z rozważaniami dotyczącymi rozwoju całej ludzkości. Myślę, że zmniejszanie skali chowu przemysłowego prowadzące do jej zlikwidowania, będzie prowadziło do spowolnienia rozrostu populacji ludzi, a w efekcie do spowolnienia negatywnych zmian klimatu. Zwierzęta hodowlane nie powinny być usypiane. Myślę, że powinniśmy wziąć odpowiedzialność za wszystkie zwierzęta hodowlane i przy współpracy z ekologami i biologami wypuścić je na wolność lub stworzyć im kontrolowane, ale zbliżone do naturalnych warunki życia, tak aby nie zagrażały ekosystemowi poza farmami. Jeżeli natomiast miałabym wybrać pomiędzy dwoma wymienionymi w pytaniu opcjami, wybrałabym wykorzystanie zasobów - przede wszystkim jedzenia.

Magda Kalinowska:
 

Moje wyobrażenie świata bez chowu przemysłowego czy ferm futrzarskich nie opiera się na idei zmiany otaczającej nas rzeczywistości z dnia na dzień. Istotą poprawy sytuacji jest wzięcie pod uwagę negatywnych skutków tych praktyk: ekonomicznych, środowiskowych, zdrowotnych, ale też etycznych, związanych właśnie z cierpieniem zwierząt. Wynikać z tego powinny systemowe działania mające na celu wprowadzenie zmian prawnych w tym zakresie oraz najbardziej istotną – edukacje konsumentów. Już w tej chwili zauważyć można wynikające z tego zmiany w wyborach konsumenckich Polaków. W badaniach Eurobarometru 86% Polaków zadeklarowało, że ochrona dobrostanu zwierząt hodowlanych jest dla nich istotna. Coraz częściej wybierając droższe produkty (m. in. jaja) kierujemy się dobrostanem zwierząt, a nie tylko aspektami zdrowotnymi. Część firm, na skutek pytań klientów rezygnuje z wykorzystania produktów, których produkcja wiąże się ze szczególnym cierpieniem zwierząt. Przykładem jest WSP Społem, producent Majonezu Kieleckiego, która rezygnuje z wykorzystania jaj pochodzących z chowu klatkowego (dane Fundacji Wspomagania Wsi). W związku z powyższym rezygnacja z hodowli przemysłowej nie oznacza dla mnie nagłego pojawienia się problemu zwierząt hodowlanych pozostawionych samych sobie. To stopniowe, systemowe, wygaszanie gospodarstw produkujących mięso i nabiał na masową skalę, farm klatkowy i ferm futrzarskich. To zaprzestanie przymusowego rozmnażania zwierząt, okaleczania ich i sztucznego przyśpieszania ich wzrostu. To przede wszystkim niewpieranie takich praktyk i niedofinansowywanie ich z poziomu instytucjonalnego.

 

 
OGRODY ZOOLOGICZNE: argumenty ZA I PRZECIW


 

Alicja Staniszewska:
 

Myślę, że zoo jest dobrym rozwiązaniem, jeżeli myślimy o ośrodkach, które zajmują się głównie rehabilitacją zwierząt lub ich ochroną, czyli pełnią bardziej rolę sanktuarium, niż centrum rozrywki. Funkcja edukacyjna też jest wartościowa, ale myślę, że zbyt mały nacisk kładzie się na fakt, że to nie są zwierzęta przetrzymywane w klatkach dla publiczności, ale dla dobra ich samych. Wiele oczywiście mają do życzenia warunki, w których trzymane są zwierzęta i priorytetowe traktowanie zwiedzających. Bardzo ciekawe jest to, jak funkcjonują zoo w czasach pandemii, kiedy zwiedzający nie mają do nich wstępu, a zwierzęta mają okazję żyć w mniejszym stresie. Zoo natomiast nie przestają w tym czasie pełnić roli edukacyjnej i dystrybuują na przykład filmy. 

Zuzanna Deptuła:
 

Moja opinia na temat ogrodów zoologicznych szczególnie mocno wykształciła się w trakcie zeszłorocznego pobytu na Teneryfie. Teneryfa, hiszpańska wyspa, bardzo szczyci się swoim parkiem zoologicznym- Loro Parque. Na każdym rogu i filarze, w każdym poradniku i forum w internecie jest on polecany jako najciekawsze miejsce do zobaczenia na wyspie. Warto jeszcze nadmienić, że Teneryfa może pochwalić się przecudownymi warunkami naturalnymi, oraz że za podobną cenę co bilet do tego parku można wykupić krótki rejs po oceanie w trakcie, którego można obserwować różne wodne zwierzęta w ich naturalnych warunkach. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że nie raz miały już tam miejsce przypadki, że zwierzęta, konkretnie orki i delfiny, atakowały swoich opiekunów, do czego najprawdopodobniej prowadziło złe traktowanie. Turyści tłumnie przybywają ze swoimi pociechami by zobaczyć skaczące i wykonujące sztuczki delfiny, które nie są przecież uczone tego tylko za pomocą nagrody. Zupełnie jest dla mnie nie zrozumiała potrzeba oglądania zwierząt w zamknięciu gdy w tych warunkach oglądanie ich w ich środowisku naturalnym zdaje się być równie proste. Oczywiście w innej sytuacji tak jak przykładowo zoo w Polsce jestem w stanie zrozumieć perspektywę edukacyjną i możliwość pokazania najmłodszym dzikich zwierząt, których w innych warunkach nie mieliby możliwości zobaczyć, jednak jakim kosztem? Widzę też możliwość kontrolowania zagrożonych gatunków i trzymania ich pod ścisłą ochroną w ogrodach zoologicznych, jednak wciąż jest to odbieranie im wolności oraz traktowanie ich jako podmiotów, które można po prostu zabrać z ich naturalnego środowiska i wstawić do dowolnego wybranego przez nas. Generalnie nie popieram powstawania parków zoologicznych, a przynajmniej nie w takiej formie w jakiej istnieją obecnie.

Magda Kalinowska:
 

Argumenty ZA:

  • Wizyta w zoo uwrażliwia dzieci na przyrodę i dla wielu z nich jest pierwszym kontaktem z ideami ekologicznymi.
  • Dla wielu ludzi wizyta w zoo  to jedyna szansa by zobaczyć niektóre gatunki zwierząt i zasięgnąć na ich temat wyczerpujących informacji.
  • W zoo prowadzone są badania naukowe, szkolą się w nich biolodzy, ekolodzy i weterynarze.
  • W zoo działa wiele lecznic dla zwierząt, również takich, które pozwalają chorym zwierzęta wyzdrowieć, a następnie wrócić do ich naturalnego środowiska.
  • Ogrody zoologiczne zajmują się ochroną zagrożonych gatunków zwierząt (niektóre z nich z racji swojej ograniczonej liczebności lub „popularności” wśród myśliwych i łowców nie poradziłyby sobie już w warunkach naturalnych).
  • Ogrody zoologiczne zajmują się zwierzętami pochodzącymi z przemytu.

Argumenty PRZECIW:

  • Zoo to dożywotnie więzienie dla zwierząt – przetrzymując zwierzęta na ciasnych wybiegach, czynimy ich życie rozrywką, z której możemy – często bezmyślnie – skorzystać, sprowadzamy ich życie do odgrywania roli eksponatu w wystawowej gablocie.
  • Niewystarczająca kontrola działania ogrodów zoologicznych – praktyki okaleczania i znęcania się nad zwierzętami.
  • Praktyka uboju zwierząt w celu kontrolowania ilości narodzin (dziś ponad 90 procent zwierząt rodzi się w niewoli, w tej sytuacji pojawiają się egzemplarze „zbędne”, szacuje się, że w europejskich ogrodach zoologicznych rocznie odstrzeliwuje się w ten sposób od trzech do pięciu tysięcy różnych zwierząt).
  • Etyczne budowanie i funkcjonowanie ogrodów zoologicznych jest bardzo kosztowne - wybieg dla pary białych niedźwiedzi w ogrodzie zoologicznym w Detroit ma sześć i pół hektara, w dodatku został tak  zaprojektowany, by zwierzę mogło wybierać samotność albo towarzystwo (to wyjątkowo istotne dla tego gatunku zwierzęcia), projekt i budowa tego wybiegu kosztowały 16 milionów dolarów.
Natalia Toporowska:
 

Argumenty ZA:

działalność ogrodów zoologicznych może czasem prowadzić do ochrony gatunków zagrożonych wyginięciem przez zapewnienie im ochrony m.in. przed kłusownictwem; zwierzęta te mogą rozmnażać się w sztucznych warunkach i w ten sposób zwiększyć populację. Ogrody zoologiczne mogą także brać pod opiekę takie osobniki, które np. doznały na wolności jakiejś krzywdy, został zranione i miałyby trudności z przetrwaniem. 

Argumenty PRZECIW:

warunki, w których zwierzęta przebywają w ogrodach zoologicznych, nigdy nie dorównają warunkom naturalnym, do których są przystosowane - często nie mają tam wystarczającej przestrzeni, drapieżniki nie muszą zdobywać pożywienia, ale tym samym tracą swoje naturalne zdolności. Nie mogą tworzyć takich grup, jakie powstawałyby na wolności (często w ogrodzie przebywa dosłownie kilka osobników, podczas gdy na wolności zwierzęta te łączą się w stada). Często różni się także sam klimat - zwierzęta muszą przebywać w warunkach atmosferycznych, w których naturalnie nigdy by się nie znalazły. Ciągła obecność ludzi (zwłaszcza odwiedzających, ale pewnie także licznych pracowników) musi wywoływać u zwierząt stres, zwłaszcza gdy ludzie dążą do jak najbardziej bezpośredniego kontaktu - chcą zwrócić uwagę zwierząt, dają im jedzenie, stukają w szyby, hałasują, próbują dotknąć zwierząt. 

Wiktoria Kończy:
 

Niedawno skończyłam oglądać fenomenalny serial dokumentalny Netflixa "Tiger King" który z bliska pokazuje standardy i nadużycia w amerykańskich prywatnych ogrodach/parkach zoologicznych, obejrzenie go utwierdziło mnie w przekonaniu, że ogrody zoologiczne powinny być zastąpione inną formą w której liczą się bardziej zwierzęta a nie ludzie. W warszawskim Ogrodzie Zoologicznym ciągłym problemem jest karmienie zwierząt słodyczami.  Pomimo wywieszonych kartek z informacją szczególnie rodzicie z dziećmi nie stosują się do regulacji. Przy zwróceniu uwagi podczas karmienia zwierząt cukierkami często słychać argumentacje, że po jednym cukierku zwierzęciu nic się nie stanie a to taka radość dla dziecka, że może je nakarmić. Takich rodziców dziennie jest po 20. Taki sam problem się pojawia podczas Bożonarodzeniowych szopek z żywymi zwierzętami. Zwierzęta mają stanowić atrakcje. Nie informuje się ludzi o tym czego dane zwierze potrzebuje, jakie ma problemy behawioralne. Zwierze ma nas zabawiać. Osioł ma stanąć twarzą do zdjęcia. Jeść od nas z ręki. Ptaszki mają ćwierkać na zawołanie. A króliki czerpać przyjemność z nachalnego głaskania pomimo wyraźnej informacji, że nie należy wkładać do ich zagrody ręki. Gdy w Stanach Zjednoczonych dziecko weszło do klatki goryli przez nieuwagę matki zwierze zostało zastrzelone pomimo braku oznak agresji z jego strony a jedynie okazywanie zaciekawienia. Matka nie została w żaden sposób ukarana chociaż przez jej nieodpowiedzialne działanie goryl musiał zginąć. W takich sytuacjach pojawia się zawsze zdanie - Zwierzęta są nieobliczane i dzikie. Skoro są nieobliczalne i dzikie to - Czy powinniśmy zabierać je ze środowiska naturalnego i  aby trzymać je zamknięciu pod naszą kontrolą  ?! Czy nie powinny żyć na wolności ?!  Mało, które ZOO nie przypomina swoim wyglądem więzienia dla zwierząt. Czym innym są rezerwaty przyrody gdzie tygrysy, lwy, konie, lamy i inne zwierzęta mają możliwość posiadania swojego terytorium kawałku środowiska naturalnego zamiast wylanego betonem deptaku. W warszawskim ZOO doszło do incydentu podczas, którego dwie żyrafy umarły na zawał, ponieważ dwóch panów postanowiło sobie urządzić Nowy Rok w środku wakacji i rzucać petardami obok rezydentów ZOO dla zabawy. Żyrafy same w sobie nie były w stanie im zapewnić takiego poziomu rozrywki, musiały zostać doprowadzone do niestandardowego zachowania i ogromnego stresu zakończonego śmiercią. W dokumencie "Tiger King" obok tygrysów można zobaczyć skąpo ubrane panie, alkohol, narkotyki, sportowe samochody, luksusowe hotele, prywatne limuzyny. Tygrysy używane jako atrybut władzy, pożądania. Wabik na młode kobiety i mężczyzn, dodatek który sprawia, że stajemy się bardziej atrakcyjni, lubiani, sławni. Prowadzenie ogrodu zoologicznego staje się stylem życia przyciągającym kryminalistów szukających szybkich możliwości zarobkowych. Los zwierząt i warunki im zapewnione  nigdy nie będą na pierwszym miejscu w miejscach, które funkcjonują na warunkach rynkowych, gdzie liczy się przychód. Gdy jest on duży kupuje się kolejne samochody, domy a nie odkłada na mniej obfity okres zarobkowy. Gdy nie ma środków cierpią na tym zwierzęta dostając nieodpowiednią opiekę mniej jedzenia a nawet będąc wypuszczane na wolność przez pozbywającego się problemu właściciela, albo zabijane pod pretekstem złego stanu zdrowia. Prywatne wielohektarowe posesje nie są możliwe do poprawnego skontrolowania, nie ma wystarczających środków publicznych dla organizacji, które miałby je kontrolować a ludzie którzy są ich gośćmi często sami nie mają pojęcia, że doszło do nadużycia i złego traktowania nawet jak są ich świadkiem. Czym innym jest trzymanie zwierząt w rezerwacie przyrody  czym innym w ZOO. Czym innym jest próba przywrócenia liczebności gatunku i cel w postaci wypuszczenia zwierząt na wolność a czym innym produkcja ich po to by całe życie spędziły w zamknięciu zależne od człowieka. W XXI wieku nie powinno być miejsca ani dla ZOO ani dla cyrków w obecnej formie. Jak najwięcej środków finansowych powinno być przeznaczanych na naturalny rozród gatunków, na ochronę terenów które zamieszkują na walkę z wycinką lasów a nie tworzenie później marnych substytutów środowiska naturalnego. ZOO powinny zastąpić sanktuaria dla zwierząt w których ludzie są dla zwierząt a nie zwierzęta dla ludzi. Gatunki które w nich przebywają powinny być odebrane ze złych warunków od prywatnych właścicieli i nie mieć szans na przetrwanie na wolności, nie powinny w nich przebywać zdrowe zwierzęta ani nie powinno w nich być możliwości ich rozrodu.  Jak największa ilość zwierząt powinna być przywracana do ich naturalnego środowiska. Przywracanie populacji rysi w polskich lasach było możliwe dzięki wypuszczeniu ich na wolność w miejscach w których mają odpowiednio duże terytorium obfite w pokarm do samodzielnego zdobycia.  Ingerencja człowieka była ograniczona do kontrolowania ich tras za pomocą wszczepionych chipów aby móc lepiej poznać ich zachowanie i czynniki, które im zagrażają. Rysie w dużej mierze samodzielnie odbudowały liczebność swojego gatunku. Inne gatunki też są w stanie to zrobić. Nie potrzebują naszej pomocy w zamknięciu tylko naszej nieobecności zaprzestania ingerencji w ich naturalne środowisko. 

Marta Bareja:

Ogrody zoologiczne służą głównie rozrywce odwiedzających. Chociaż w celach tych instytucji znajduje się też edukacja, chronienie zagrożonych gatunków czy wspieranie nauk przyrodniczych to przyjemność jaką odczuwają młodsi i starsi goście jest wskaźnikiem opłacalności istnienia ZOO. Bo ogród zoologiczny musi się opłacać. Początki współcześnie rozumianych ogrodów (jako miejskiej atrakcji) sięgają przełomu XVIII i XIX wieku (Tiergarten w Schönbrunnie pod Wiedniem). Wiążą się więc z powstawaniem kapitalistycznych metropolii. Infrastruktura i topografia ogrodu jest podporządkowana wygodzie odwiedzających, a nie potrzebom zwierząt - podopiecznych.
Warszawski Ogród Zoologiczny zajmuje teren prawie 40 hektarów. Czy jakikolwiek wybieg, jak duży by nie był, jest w stanie zaspokoić potrzebę przemieszczania się? Jakiś czas temu zapisałam się na kurs prowadzony przez Copernicus College. Dotyczył podstawowych zagadnień z prymatologii. Dowiedziałam się z niego, że naturalnym procesem większości naczelnych jest przemieszczanie się i mieszanie grup. Takich warunków nie jest w stanie zapewnić prawdopodobnie żaden ogród zoologiczny, a tworzenie sztucznego doboru w grupie przez wymianę osobników między instytucjami może się okazać po prostu nietrafionym pomysłem, który będzie generował stres i konflikty w grupie. Czytając krótką notatkę o historii warszawskiego ogrodu zatrzymałam się chwilę na czasach wojennych. Zastanowiło mnie co dzieje się ze zwierzętami w sytuacjach ekstremalnych - podczas wojny, gigantycznego głodu czy zapaści gospodarczej. Według Wikipedii pracownicy ZOO byli zmuszeni odstrzelić w czasie okupacji drapieżne zwierzęta oraz słonia Stasia. Czy w dobie różnych zagrożeń mamy moralne prawo trzymać w niewoli zwierzęta, którym nie zawsze (jak pokazuje historia) jesteśmy w stanie zapewnić przetrwanie?
W tego typu instytucjach panuje nierówność - człowiek jest obserwującym, zwierzę obiektem obserwacji pozostającym w zamknięciu. Stawia to oczywiste skojarzenia z relacją władzy, gdzie człowiek ma kontrolę, a zwierzęta służą jego celom. W filmiku nagranym w warszawskim ZOO widać goryla nizinnego jedzącego liście. Zwierzę wydaje się spokojne. Jednak co parę chwil spogląda na nagrywającego go człowieka. Wydaje mi się, że taki układ może być dla przedstawiciela naczelnych niekomfortowy - w naturalnych warunkach bycie obserwowanym wiąże się przecież z poczuciem zagrożenia i koniecznością gotowości do ucieczki lub walki. Argumentem przemawiającym za utrzymywaniem tego typu instytucji może być jego wartość edukacyjna. To prawda, że trudno jest zobaczyć słonia w naturalnym środowisku. Czy jednak ceną za naszą chęć doświadczenia “na żywo” kontaktu ze zwierzęciem powinna być jego wolność i ingerencja w ekosystem? Jakim prawem to robimy? Trudno uznać wartość edukacyjną ZOO - co prawda można obejrzeć tam zwierzę, ale niewiele dowiadujemy się o jego zwyczajach, środowisku i relacjach. Wiszące obok klatek i wybiegów tablice informacyjne są często ignorowane przez odwiedzających. 
O ile wyżej opisane sytuacje nie dostarczają rozstrzygających argumentów przeciwko utrzymywaniu ogrodów zoologicznych, to już kwestia przetrzymywania w nich zwierząt egzotycznych budzi mój ogromny sprzeciw. Chciałabym to uzasadnić poprzez porównanie dwóch mieszkańców warszawskiego ZOO. Po pierwsze wspomniany już goryl nizinny - jest to gatunek zagrożony wyginięciem. W warszawskim ZOO przebywają w tej chwili trzy samce. Drugim przykładem są konie Przewalskiego - wymarły na wolności gatunek, który udaje się reprodukować tylko w niewoli. Wydaje się, że życie goryli ze względu na większą przestrzeń jest lepsze niż koni. Wydaje mi się to nieprawdą. Konie są gatunkami endemicznymi podczas gdy goryle pochodzą ze strefy równikowej i nawet najlepsze przygotowanie wybiegu nie stworzy mu odpowiednich warunków życia - odpowiedniego pożywienia, relacji grupowych czy klimatu. 
Mimo wielu zastrzeżeń (a raczej niepewności) dostrzegam dobre strony ogrodów zoologicznych. Przede wszystkim do ZOO trafiają odebrane przemytnikom i nielegalnym hodowcom zwierzęta egzotyczne, które nie potrafiłyby żyć w innych warunkach niż niewola. Ponadto ogrody zoologiczne zrzeszają się w organizacjach, które mocno przyczyniają się do poszerzenia świadomości o zagrożonych gatunkach. 
Podsumowując, jestem raczej przeciwna ogrodom zoologicznym. A całkowity sprzeciw budzi we mnie traktowanie zwierząt jako obiektów dostarczających rozrywki. Dlatego za najgorszą praktykę Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego uznaję podtrzymywanie w istnieniu wybiegu niedźwiedzi brunatnych przy al. Solidarności. I chociaż dyrekcja ogrodu zakłada zlikwidowanie go po śmierci ostatniego żyjącego tam osobnika, to jednak przez najbliższe lata Tatra, Turnia i Miraż będą żyć na betonowym wybiegu o wymiarach 15 na 50 metrów, co stanowi mniej niż 0,03 promila (!) minimalnego terytorium przedstawiciela tego gatunku na wolności.
W mojej opinii ogrody zoologiczne nie powinny zostać zamknięte lecz przekształcone. Miasto nie dysponuje przestrzenią tak dużą by mogła imitować naturalny obszar terytorium poszczególnych osobników. Może odpowiedzią na ten problem byłaby negocjacja i reorganizacja przestrzeni zajmowanej przez zwierzęta a zwłaszcza wprowadzenie większej swobody? Znacznie lepszą praktyką byłoby więc tworzenie obszarów chronionych w miejscach występowania danego gatunku - zamiast podtrzymywać w funkcjonowaniu miejsce ogrody lepiej zacząć tworzy na dużą skalę leśne rezerwaty. 

 


ZOO - Ostatnie wydarzenia w warszawskim ogrodzie zoologicznym
 

Alicja Staniszewska:

Ostatnie wydarzenia w warszawskim ogrodzie zoologicznym - atak na niedźwiedzicę i próba jej podtopienia przypomniały mi film Mój brat niedźwiedź, który widziałam jako dziecko i do dzisiaj nie powtórzyłam seansu, bo był dla mnie zbyt wstrząsający. Trudno mi sobie wyobrazić gorszy scenariusz, niż zdobywanie przewagi nad zwierzęciem, które jest oswojone i w jakimś stopniu ufa człowiekowi.
Niedźwiedź niesie ze sobą symbolikę budzącej się do życia wiosny - my z kolei obserwujemy Warszawę budzącą się z kwarantanny i mężczyznę podtapiającego niedźwiedzicę zamkniętą na wybiegu. W dyskusji publicznej pojawił się temat ochrony zwiedzających i słychać było głosy, że to zoo nie dopełniło obowiązku zabezpieczenia zwiedzających, a winę z oprawcy próbowano przesunąć na opiekunów. Ciekawe jest w tym kontekście również, jak jest postrzegana rola ogrodzeń w zoo - czy tak jak w przypadku rezerwatów jest to separacja i ochrona przed człowiekiem, czy wręcz przeciwnie - mają one za zadanie kontrolować i wystawiać na widok zwierzęta.
Niedźwiedzica z warszawskiego zoo, mimo, że najszczęśliwszego życia nie ma, ma ludzkich sojuszników i ktoś o jej “prawa” zadba. Ale co ze wszystkimi tymi zwierzętami domowymi lub hodowlanymi, które są męczone nie na scenie wybiegu, ale za zamkniętymi drzwiami przez pijanych lub też nie, opiekunów? One nie mają żadnego głosu i szansy na zmianę sytuacji.
Cieszy mnie natomiast decyzja o przeniesieniu niedźwiedzi z wybiegu zewnętrznego, z dala od zgiełku ulicy. Mimo, że nie jest to sytuacja idealna.

 

[2]
 

2. ROŚLINY JAKO PODMIOTY


Co, jeśli rośliny cierpią, choć w inny sposób niż ludzie i zwierzęta? Gdzie są granice niekrzywdzenia? 

 

Magda Kalinowska:
 

Argument ewentualnego odczuwania przez rośliny bólu bardzo często pojawia się w dyskusji na temat wegetarianizmu. Wynika z tego, że gdyby wegetarianie chcieli być konsekwentni w zmniejszaniu ilość cierpienia zadawanego wszelkim istotą na całym świecie, roślin również nie powinni jeść.  Osoby, które posługują się tym argumentem, zwykle powołują się na niejasne sformułowania - „naukowcy udowodnili”, „nowe badania pokazują” itp. Zwykle jednak nikt nie wskazuje żadnego konkretnego i dobrze udokumentowanego badania na ten temat. Odczuwanie bólu to nie to samo co reagowanie na bodźce, a często na tym właśnie aspekcie skupiają się owe badania. Często przywoływana historia eksperymentu, którego autor badał zachowanie roślin na konkretnie dobrane utwory muzyczne to nie dowód na odczuwanie bólu lub emocji wśród roślin, tylko na mechaniczne reakcje organizmu. Niektóre rośliny rosły szybciej przy odpowiednio dobranej muzyce, przy innej wzrost spowalniał – miało to związek z siłą fal dźwiękowych konkretnych utworów. Inną kwestią jest ewolucja. Gdyby rośliny miały odczuwać ból, musiałoby to mieć swoje ewolucyjne wyjaśnienie. Ludzie, psy, koty, krowy czy konie odczuwają ból, bo jest dla nich niezbędną informacją, która pomaga im przeżyć. Każdy z nas może zareagować, np. uciec od źródła bólu. Rośliny nie mają takiej możliwości. Odczuwanie bólu jest zbędne i nie przynosi im żadnych korzyści ewolucyjnych. Oczywiście można założyć istnienie innego rodzaju cierpienia roślin, takiego, którego my jako ludzie nie jesteśmy w stanie zbadać i zrozumieć. Nie zmienia to jednak faktu, że w ostatecznym rozrachunku i tak wegetarianie i weganie swoimi konsumenckimi wyborami zmniejszają ogólną pulę cierpienia. W końcu mięsożercy jedzą te same rośliny, które jedzą wegetarianinie, a do tego jedzą zwierzęta, które wcześniej zjadły jeszcze więcej roślin.

Zuzanna Deptuła:
 

Myślę, że to pytanie od wielu już lat martwi i zastanawia znaczną ilość ludzi. Zupełnie zasadnie przeraża nas perspektywa krzywdzenia kolejnych stworzeń na świecie jednak z drugiej strony co mielibyśmy wtedy jeść? Ja osobiście nie jem mięsa już dłuższy czas i staram się generalnie nie spożywać produktów odzwierzęcych jednak wierzę w szczęśliwą hodowle oraz myślę, że zjedzenie jaj od kury, która spędza swoje życie na wolnym wybiegu i jest dobrze traktowana nie jest czymś złym. Wspieram niezależnych przedsiębiorców, którzy stawiają na jakość, nie ilość i wole zapłacić znacznie więcej za różnego rodzaju mięso dla mojego mięsożernego partnera by mieć przynajmniej pewność, że nie dokładam się do istnienia wielkich i okrutnych koncernów oraz, że przynajmniej zwierzęta te miały lepsze życie. Jednak co zrobiłabym jakbym dowiedziała się, a może nawet inaczej, zobaczyłabym na własne oczy cierpienie roślin? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, na pewno nie byłoby to łatwe i odmieniłoby całkowicie życie wielu ludzi, jednak musimy coś jeść i jakoś funkcjonować. Myślę, że starałabym się postępować z kupowaniem i zjadaniem roślin tak samo jak z mięsem i produktami odzwierzęcymi czyli stawiać na mniejszych, dbających o jakość i dobro swoich upraw rolników. Być może świat poszedłby wtedy całkowicie w stronę laboratoryjnej produkcji żywności nie cierpiącej. Jednak czy to mogłoby być w ogóle zdrowe? Bardzo ciężko jest mi teraz wyobrazić sobie moją reakcje na głęboką świadomość cierpienia roślin, ale również parę lat temu myślałam, że moje życie bez mięsnego burgera czy plastra bekonu będzie kompletnie bez sensu a teraz już żyje bez nich dłuższy czas i wcale nie tęsknie. Może nasza empatia sprawiłaby, że faktycznie odeszlibyśmy również od spożywania warzyw by nie sprawiać im bólu, jednak na ten moment nie widzę dla nich innej alternatywy niż żywność laboratoryjna a co do tej opcji mam również ogromne wątpliwości.

 

 

3. MYŚLISTWO


Czy miłośnik zwierząt może być myśliwym?

 

Magda Kalinowska:
 

W moim rozumieniu sformułowania „miłośnik zwierząt” – nie. Za miłośnika zwierząt uważam osobę, która nie byłaby w stanie dopuścić się zabicia zwierzęcia. Wyjątkiem jest dla mnie sytuacja, w której zwierzę w wyniku wypadku, wpadnięcia w pułapkę, potrącenia itd. zostaje poważnie ranne i ranny te doprowadzają do jego powolnej śmierci. W takim wypadku zabicie go skraca jego cierpienie i przyśpiesza nieuniknioną śmierć. W żadnej innej sytuacji nie jest w stanie wyobrazić sobie konieczności zabijania zwierząt, co za tym idzie, nie zrozumiałe są dla mnie praktyki myśliwych, a ich działania są dla mnie zaprzeczeniem miłości do zwierząt. Oczywiście jednoczenie zdaje sobie sprawę, że sami myśliwi definiują miłość do zwierząt w inny sposób i w ich oczach praktyka myśliwska jest właśnie jej przejawem.

Maria Tulisow:
 

wydaje mi się, że trzeba najpierw zapytać co to znaczy być owym miłośnikiem zwierząt. Określenie to moim zdaniem zakłada podległość zwierząt ludziom, którzy mogą się nimi zachwycać czy hobbystycznie zajmować. W takim sensie bycie bycie miłośnikiem nie stoi w sprzeczności z żadnymi innymi praktykami wobec zwierząt. Myślę, że to określenie nie zawiera w sobie bardzo ważnego aspektu odpowiedzialności, ważnego w relacji między ludzkimi zwierzętami a nie-ludzkimi. Odpowiedzialność może być hasłem przewodnim myśliwych zajmujących się zabijaniem zwierząt w celu ochrony np. ekosystemu, czy innych gatunków. Jakkolwiek rozumiem ten argument, nie mogę jednak pogodzić się z tą praktyką jako że wydaje mi się ona jedynie szybkim rozwiązywaniem widocznych skutków negatywnej ingerencji człowieka (np. zmniejszanie zielonego terenu, zaburzenie równowagi poprzez "eliminowanie" jakiegoś gatunku itd.). Pytanie jak ustosunkować się na przykład do zabijania lisów, których populacja znacząco wzrosła po wprowadzeniu szczepień tych zwierząt. Szczerze mówiąc nie mam na to jednoznacznej odpowiedzi, ale wydaje mi się, że jest to wynik krótkowzrocznego planowania człowieka i niezrozumienia złożoności ekosystemu i w związku z tym zabijanie lisów nie jest miłosierdziem, ale zamiataniem swoich błędów pod dywan.

 


Czy osoba jedząca mięso ma prawo do krytyki myślistwa?

 

Natalia Toporowska:
  

Choć niektórzy mogą uważać to za hipokryzję, moim zdaniem człowiek jedzący mięso zdecydowanie może krytykować myślistwo z tego względu, że ludzie, którzy jedzą mięso mogą starać się stopniowo je ograniczać i wciąż uważać, że w samym spożywaniu mięsa zwierząt nie ma nic złego (jeżeli także jesteśmy zwierzętami, to tak samo jak inne drapieżniki możemy żywić się innymi zwierzętami). Jednocześnie takie osoby mogą uważać za potworne i całkowicie nieetyczne to, w jaki sposób hodowane są te zwierzęta i jak się je traktuje. To samo dotyczy myślistwa - zabijanie zwierząt, które są na wolności i z zasady nie mają na co dzień kontaktu z człowiekiem, wydaje się jednak nieco czymś innym niż zabijanie tych, które hodowane są w tym celu. Wydaje mi się też, że istotny jest sam sposób, w jaki pozbawia się te zwierzęta życia. Nie widzę nic dziwnego w tym, że ludzie jedzący mięso sprzeciwiają się wielkim farmom przemysłowym i znęcaniu się nad zwierzętami oraz zabijaniu ich w taki sposób, że umierają w męczarniach. Myślistwo często przybiera również taką formę - postrzelone zwierzęta umierają przez wiele godzin i giną w męczarniach. Co więcej, myślistwo bardzo często staje się raczej formą rozrywki niż sposobem zdobywania pożywienia - ginie znacznie więcej zwierząt niż byłoby to konieczne nawet jeżeli myśliwi chcieliby zjeść to, co upolowali. 

 

Bibliografia:

Ilustracje autorstwa Marianny Szytmy zostały pobrane ze strony:
http://www.polskailustracjadladzieci.pl/2018/03/nowosc-slady... [2]

 

Powiązane materiały 
Działania studenckie [3]

Na skróty

  • Dyżury
  • Katalog biblioteki
  • Plany zajęć
  • Pracownicy
  • Kalendarz wydarzeń

Adres URL źródła: https://etnologia.uw.edu.pl/antropologia-podmiotow-pozaludzkich

Odnośniki
[1] https://usosweb.uw.edu.pl/kontroler.php?_action=katalog2/przedmioty/pokazPrzedmiot&kod=3102-LAPP
[2] http://www.polskailustracjadladzieci.pl/2018/03/nowosc-slady-tropy-znaki.html
[3] https://etnologia.uw.edu.pl/dla-studentow/dzialania-studenckie